sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 3 „Noc Huncwotów I”


       Krótka notka od autorki:
Od gwiazdek zaczyna się perspektywa Rose Weasley. No więc nie przedłużając:
Miłego czytania!!! :)

         -Idę spać.- powiedziałam wstając z miejsca.
-O nie, Rudziku!- zaprotestował Lorcan.
-O tak, Scamander. Miałam męczący dzień, a wy znając życie, zaraz zorganizujecie jakąś imprezę na którą nie mam ochoty. I nie mów do mnie „Rudziku”.
-Proszę.- zrobił minę kotka proszącego o mleko. Westchnęłam i usiadłam z powrotem.
-Dobra, to co robimy?- spytałam po minucie ciszy.
-Na początek, proponuje przywołać tu moje kochane rodzeństwo.- odparł James.
-No właśnie, gdzie oni są?- zaciekawiła się Rose.
-Nie wiem.
-To jak się z nimi skontaktujesz?- włączył się do rozmowy Hugo.
-Sową- odrzekł Potter.
-Ale jak, skoro nie wiesz gdzie oni są?- znowu odezwał się rudowłosy chłopak.
-Powiem, żeby leciały do Lily Potter i Albusa Pottera. Na stare gacie Merlina, Hugh jaki ty nierozumny!- westchnął okularnik, po czy odwrócił się w stronę schodów i poszedł na górę.
        Tymczasem Lorcan robił coś bardzo irytującego. Mianowicie bawił się moimi włosami. A to nigdy nie kończy się dobrze.
-Zostaw.- powiedziałam wyrywając mu pasemko z rąk.
-Nie.- odparł blondyn biorąc je z powrotem.
-Tak- zabrałam je po raz kolejny.
-Nie- znowu mi je odebrał.
-Tak.- odsunęłam się, a moje włosy wyleciały mu z ręki.
-Nie- przysunął się i złapał je z powrotem.
-Ta...
-Możecie przestać! Lor, puść jej włosy, a ty, Ruda po prostu go ignoruj!- krzyknął Lysander. Popatrzyliśmy na niego ze zdziwieniem, po czym siedzący obok mnie debil stwierdził, że musi coś odpowiedzieć.
-Tak jest, mamo!- zasalutował i zaczął się śmiać. Po chwili dołączyli do niego Rose, Hugo i Lys. Pokręciłam głowa z niedowierzaniem. Jak można być takim idiotą. I w tym momencie do kuchni wkroczył James z piórem i pergaminem. Bardzo rzadki widok.
-Zapraszamy jeszcze kogoś?- spytał siadając przy stole i maczając pióro w atramencie.
-Może Hazel i Nore?- zasugerowała Rosie nie patrząc na kuzyna.
-Okej...To napiszę też do Promenady. Czyli w sumie...- podniósł oczy do sufitu i zaczął liczyć na palcach.- Pięć osób. Ktoś jeszcze?
-Nie gadaj, tylko pisz. Jak ktoś nam wpadnie do głowy do powiemy.- odpowiedział Lor, po czym szepnął mi do uch, tak aby nikt nie słyszał- Na pewno zagramy w butelkę. Mam już dla ciebie zadanie.
Wzdrygnęłam się mimowolnie, gdy chłopak lekko objął mnie w pasie.
-Puszczaj.- syknęłam.
Blondyn nie zwracając na mnie uwagi położył swoją obrzydliwa głowę na moim ramieniu, po czym delikatnie musnął swoimi ustami moje ucho.
-A co jak tego nie zrobię?- szepnął.
-Zginiesz?
Nic.
-Walnę cię?
Nadal to samo.
-Wybije ci zęby?
Morgano, jak on ślicznie pachnie, tak czekoladowo... Co ja robię! Nie będę się rozkoszować zapachem takiego idioty!
-Przemaluje ci te twoje błyszczące włoski na tęczowo?
Wystraszony chłopak krzyknął i szybko się ode mnie odsunął.
-Na Godryka, Lor, co się tak drzesz?- spytał James ze śmiechem.
Chłopak popatrzył na niego oczyma wielkości galeonów.
-B-bo on mi zagloziła, ze jak się od niej nie odcepie, to mi psemaluje włoski na tencowo.- odparł dziecinnie i wskazał na mnie palcem. W odpowiedzi wystawiłam mu język i skrzyżowałam ręce na piersi, a on zalał się łzami. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. „Może nie będzie tak źle” pomyślałam.
-Dobra, teraz alkohol. To znaczy, dla Lils piwo kremowe, ale jak chcecie to zamówimy Płonącego Jokera albo Ognistą Whiskey- powiedział Jamie, gdy już się uspokoił.
-Tylko, skąd ty to weźmiesz?- odparła Rose nieco przemądrzałym tonem.
-Wyślę zamówienie do Dziurawego Kotła. Różyczko, ty i Hugo czy ty i Huo, jesteście jacyś zacofani? Jedna mnie pyta skąd się bierze alkohol, a drugi jak korzystać z sowiej poczty. Ziemia do Weasley’ów! Co się z wami dzieje?
-Nie jesteś pełnoletni.- przypomniała mu dziewczyna, o dziwo ignorując to, że nazwał ją „Różyczką”, na co chłopak zrobił głupią minę.
-I co z tego?
-Nie wydadzą ci alkoholu.
-Podrobię podpis wujka George. Właśnie, dawno nie widziałem Molly, może ją też zaprosimy?
-Po pierwsze: Skąd ci się wzięła nagle Molly, skoro nie jest córką wujka George’a . A po drugie: nie zaprosimy jej, ponieważ jest na wakacjach w Brazyli, zapomniałeś?- spytała zirytowana Rosie.
-Aaaa, no tak. Szkoda. Dobra, idę wysłać zamówienie.
Rose pokręciła głowa z niezadowoleniem, ale nic nie powiedziała. Nikt nic nie mówił. Było tak cicho, tak sennie... powieki same opadały w dół, tak łatwo przenieść się w cudowną krainie snów... PUK, PUK
-Szybcy są!- krzyknął z uznaniem James, po czym pobiegł otworzyć im drzwi. Chwile później usłyszeliśmy krzyk.
-Jego tu nie zapraszałem! Wprost przeciwnie, jest Niepożądanym numer jeden!
Popatrzyłam znacząco na Rose i pobiegłyśmy do przedpokoju, gdzie moje przypuszczenia się sprawdziły. Na środku stał cały czerwony James Potter i krzyczał na rozbawionego blondyna o głęboko czekoladowych tęczówkach. Obok tego ostatniego pojawił się czarnowłosy chłopak.
-Score!- krzyknęłam i uwiesiłam się na szyi brązowookiego. Był to Scorpius Malfoy, wredny, narcystyczny, zabawny, uwielbiający droczyć się z Rose i lekko troskliwy blondyn z Domu Węża. A także mój przyjaciel  i obiekt westchnień ponad połowy Hogwartczyków.
-Vi!- chłopak lekko mnie przytulił i pogłaskał po głowie. Gdy go puściłam podbiegłam  do Albusa i także go uściskałam. Albus Potter to całkiem spokojny, radosny ślizgon. Ma czarne włosy i prawie takie same oczy. I wtedy coś sobie uświadomiłam. Scorpius i Rose są w jednym miejscu. A dom miał zostać tu gdzie stoi. Ups.
-Emm, Ros...- zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć.
-CO TEN KRETYŃSKI DEBIL ROBI W MOIM DOMU!? NIE, KAŻDY TYLKO NIE ON! AL, MOGŁEŚ PRZYWIEŹĆ KAŻDEGO! NAWET ZHANGA BYM STOLEROWAŁA, CHOCIAŻ TEŻ JEST IDIOTĄ! ALE, ON! MAM WAKACJE, DO CHOLERY! BĘDĘ GO ZNOSIĆ Z SZKOLE, NIE TUTAJ! CHCIAŁAM ODPOCZĄĆ! OD KŁÓTNI, SZLABANÓW! A ON MI TEGO NIE UŁATWIA! NIE DOŚĆ, ŻE ZWALILI SIĘ DO MNIE HUNCWOCI, TO JESZCZE ON! MERLINIE, WIDZISZ I NIE GRZMISZ?!
Przez chwilę panowała cisza, którą, niezbyt mądrze, przerwał Scorpius.
-Też się cieszę, że cię widzę, Wiewióreczko.
Musiał! Gdyby nie dodał tego ostatniego, może by nie było awantury. Ale on musiał.
-NIE NAZYWAJ MNIE „WIEWIÓRECZKĄ”, BLONDI!
-a niby dla...
DING, DONG. Rowenie niech będą dzięki, dzwonek nas uratował. Choćby na chwile.
-Ja otworzę!- zaoferował Potter, a po chwili otwarł drzwi z krzykiem- Lils!
-Nie, Jamie. To ja, Marie.- odparła brązowowłosa dziewczyna stojąc w progu. Była to Marie Rue, zabawna, towarzyska i inteligentna puchonka o pięknym, szczerym uśmiechu i lekko falowanych brązowych włosach i oczach. Zajmowała też stanowisko Najlepszej Przyjaciółki Jamesa Pottera.
-Jeszcze lepiej! Promenada!- krzyknął niczym niezrażony gryfon. Dziewczyna zaśmiała się perliście i pocałowała go lekko w policzek. Wydało mi się, że oczy chłopaka, przez chwile dziwnie zabłyszczały. Ale to pewnie przewidzenie.
-Może stąd wyjdziemy? Robi się tłoczno i duszno, a ja nie chce zginąć w wieku piętnastu lat przez uduszenie w przedpokoju moich kuzynów.- zaśmiał się Albus, a wszyscy mu zawtórowali, po czym poszli za nim. Zostałam tylko ja i Score. Pomyślałam o dzisiejszym dniu. O Luke’u, rodzicach, ich niespodziewanym wyjeździe...
-Mmmm, Vi?- usłyszałam głos Scorpiusa.
-Co?- zauważyła, że chłopak przygląda się mojemu policzkowi. Dotknęłam wspomnianego miejsca i cicho syknęłam. No tak, pamiątka po wspaniałym spotkaniu z cudownym McCowanym. Po twarzy spłynęła mi samotna łza. „Nie będę płakać. Jestem silna” powtarzałam sobie w myślach.
-Stało się coś?- spytał zaniepokojony blondyn.
Nie powiem mu.
-Viana?
Nie, nie i jeszcze raz nie.
-Vi?
Przestań. I tak ci nie powiem.
-Halo?
Myśl Mirrable, myśl. Jakieś wiarygodne kłamstwo…
-Viano Anabeth Mirrable, jeśli zaraz nie powiesz mi o co chodzi, będę zmuszony wezwać Lorcana do pomocy!
Eureka!
-J-ja spadłam ze schodów.- wyjąkałam. Chłopak podniósł brwi, świdrując mnie wzrokiem. Czułam się bezbronna, jakby mógł poznać każdą moją tajemnicę.
-No dobra, wygrałeś. Powiem ci.
I opowiedziałam. O dniu w którym poznałam Luke’a, o naszej kłótni, o dzisiejszym spotkaniu, wyjeździe rodziców. Słone łzy płynęły po moich bladych policzkach. Malfoy mocno mnie przytulił i oparł swoją głowę na mojej, co chwile szepcząc „Wszystko będzie dobrze”. Nie przeszkadzało mu nawet, że jego koszulka pod wpływem moich łez zaczęła przemakać. Staliśmy tak przytuleni, gdy nagle...
-WBIJAMY NA I...- i w tym momencie mam obowiązek przedstawić Wam Eleonorę Zabini, drugą z trzech najlepszych przyjaciółek. Jest to drobna krukonka, o długich, czarnych włosach i granatowych oczach. Ma dość wyjątkowy charakter. Na co dzień: miła, uprzejma, pomocna. Ale, gdy spotyka się z przyjaciółmi staje się odważna, wybuchowa i nad wyraz radosna. Tym bardziej po kilku kieliszkach Ognistej. No ale, wracając do akcji, gdy Nora weszła do przedpokoju, gdzie zastała mnie wtuloną w Scorpiusa zaczęła piszczeć i krzyczeć "Wiedziałam, wiedziałam". Bo panna Zabini, bardzo chce mnie zeswatać z Malfoyem. Wręcz obsesyjnie.
*****************
        Czy Albus Severus Potter MUSIAŁ przyprowadzić tu tego blondaska? Naprawdę? Nie mógł przyjechać z Zhangiem albo Valdez? Ich da się znieść. No, może tylko Kathrine. Może byśmy się zaprzyjaźniły, gdyby nie to, że zadaje się z Blondim. Już starczy mi Viana, abym widywała go prawie codziennie. 
-Marie!- krzyk  Lorcana wytrącił mnie z rozmyślań. Czy on musi się tak drzeć?
-O, hej Lor?-odparła niepewnie dziewczyna i poprawiła nerwowo okulary.- Przyjdzie ktoś jeszcze?
-Nora, Hazel, Lily i, być może, Adeline.- odrzekł James wchodząc do pokoju.
-Feministki? Naprawdę?- jęknął Lysander- Z nimi się bawić nie można. Za bardzo się pilnują.
-Mówiłem o tym już wcześniej, Lys.- odparł oularnik.
-A ja cię nie słuchałam, dziwisz się?
-Nie.
Przez chwile nikt nic nie mówił. Ciszę przerwał dobrze znany mi krzyk.
-WBIJAMY NA I...
-Nora!-krzyknęłam i wbiegłam do przedpokoju. Gdy tam dotarłam przeżyłam szok. Malfoy stał w mokrej koszulce, Viana ocierała oczy z łez i próbowała przegonić rumieniec, który malował się na jej twarzy, al Eleonora patrzyła na nich jak w obrazek.
-Hej... Yyyyy, co tu się stało?